w i n o & s z t u k a & k r a k e r s y

niedziela, 1 marca 2009

uwodziciel

Niestety tak bywa, że pojawia się alternatywa. To ona jest wszystkiemu winna. Gdybyśmy nie byli rzuceni w konieczność opowiedzenia się, pewnie byłoby łatwiej. Z pewnością bezpieczniej. Ostatnią deską ratunku jest przyznanie racji Schopenhauerowi i odrodzenie się w niewoli wolnej woli. Tak więc proszę nie mieć do nas pretensji, że czasem w miejsce wernisażu wstawimy inną, niemniej upajającą, atrakcję. Mamy swoje priorytety, ale w ostateczności przecież to nie my wybieramy. Jest wybierane samo. Rzekłbym jesteśmy w samym wskazywaniu, które wskazując nam i nas przeto wskazuje.

Tak więc, miast zgodnie z przykazaniem pójść na otwarcie wystawy „Psy apokalipsy” i wydoić tyle wina ile pomieszczą nasze żołądki, udaliśmy się (pchnięta nas) na wykład. Tak ,tak. Wykład. Wernisaże w Chatce Żaka kojarzą nam się z chodzeniem w te i z powrotem po zapchanym korytarzu, który organizatorzy patetycznie nazywają holem. Stolik z winem najczęściej jest skrzętnie ukryty, a nierzadko trzeba na pitkę udać się piętro wyżej, a to już ewidentne skąpstwo i panoszenie się. No nie wiemy aliści jak to wyglądało tym razem, wiemy natomiast o czym traktował wykład i o tym też chcemy Państwu opowiedzieć.

Miesiąc temu w Sali Nowej Centrum Kultury, w ramach Sceny Otwartej Konfrontacji miał miejsce pierwszy wykład (z cyklu Jak Żyć?) z serii wykładów Cezarego Wodzińskiego. Swoją opowieść profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego rozpoczął od wprowadzenia w klimat słynnego spotkania Heideggera z Celanem. Heidegger (uważany za największego filozofa XX wieku) miał słabość do poetów (polecam artykuł w tej materii: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5181) i robił wiele, aby znaleźć takich, których wiersze ilustrowałyby jego myśl. Ruch ten oczywiście misternie przez Heideggera zaaranżowany zataczał koło. Miał też słabość do gór. Większość życia spędził swojej zjawiskowej chacie, w kształcie monady z oknami, położonej w schwarzwaldzkiej miejscowości Todtnauberg. Tam też doszło do owego spotkania w 1967 roku. Jedynym świadectwem spaceru po mszarach jest wpis Celana do księgi pamiątkowej oraz jego wiersz pod tytułem Todtnauberg („Góra śmierci”), którego fragment cytuję poniżej:



w tej
chacie
do tej księgi
– czyje wzięto nazwiska
przed moim – ?
ta do księgi wpisana linijka
z nadzieją, dzisiaj,
na myślące, które
w sercu wzbiera
słowo


Tłumaczenie: prof. Feliks Przybylak

O gościnności – to tytuł pierwszego wykładu Wodzińskiego. Gościnność to goszczenie innego. Inny jest w nas, a w poezji istoczy się istota języka. Słówko istoczy dodaj do słownika. (Nie bez kozery mój edytor podkreśla je na czerwono). Tyle w skrócie.

Teodor Adorno twierdził, że po Auschwitz poezja jest niemożliwa. Chodziło mu o niemożliwość wypowiedzenia tak wielkiej hańby i traumy, o skazanie języka na kompromitację. Twierdził tak, dopóki nie trafił na twórczość Celana. Milczenie o Auschwitz jest największym zarzutem i zarazem najmądrzejszym (z perspektywy czasu) posunięciem Heideggera. Wiemy, że podczas przesławnego spaceru również nie padło ni słowo na ten temat. Heidegger milczał ponieważ nie znalazł słów, którymi mógłby wypowiedzieć to, czego był świadkiem. Słowa wypowiedział poeta i zdjął tym samym klątwę z języka. Z języka poezji i filozofii.

Wyszedłem z sali nowej równie zmęczony, co oczarowany. Zarzucić można Wodzińskiemu jedynie tyle(choć koniec końców dopiął swego), że nie dość wysiłku poświęcił aby mówić o Heideggerze w języku nie Heideggerowskim. Profesor, wbrew wszystkiemu, próbował znaleźć złoty środek. W mojej opinii zbyt na siłę i nie potrzebnie. Na miejscu byłby tu raczej głębszy ukłon w stronę języka potocznego. Mówię to zważywszy na publiczność, która zdawała się niewiele rozumieć. Zaczynając bowiem od żonglerki Heideggerowskimi pojęciami wpadamy niepostrzeżenie i nieuchronnie w pułapkę multiplikacji. Okazuje się, że mówiąc A, niewiele możemy już zrobić, nie widzimy nawet horyzontu B, a tylnymi drzwiami wbija się C. Nie mamy nad tym najmniejszej kontroli. To wycieczka pełna wrażeń, którą polecam każdemu, natomiast powinno się ją odbywać w domowym zaciszu. Kiedy jednak, podejmuje się wysiłek wykładni Heideggera (szerszej publiczności), trzeba być ponad to. Sztuka mówienia o Heideggerze sprowadza się do wyjścia poza jego język i odrzucenie go w konsekwencji. Jest to natomiast tylko jedna z wielu sztuk, jakie można uprawiać w ramach dialogu z Fryburskim filozofem. Wodziński okazał się pomieszać owe gatunki, co przy jego wirtuozerii, wyglądało na zamierzony, w pełni świadomy i celowy wybieg. Być może to tylko wrażenie. Niech tak zostanie.


Kilka żołnierskich zdań o samym Wodzińskim. Jest to najbardziej pożądany, kolokwialnie mówiąc, „typ” profesora filozofii. Oprócz wiedzy, posiada on bowiem rzadką umiejętność oczarowywania. Umiejętność przekazywania wiedzy w sposób iście hipnotyzujący. Wydział Filozofii i Socjologii UMCS jest typowym przykładem komórki akademickiej, która dotkliwie cierpi na deficyt kadry naukowej takiego kalibru. Sytuacja zmieniła się nieco po transferze Wojciecha Sadego, ale i to zdecydowanie za mało. Pozostaje tylko współczuć studentom, którzy związali się z wydziałem na dłużej.

Wodziński za pracę habilitacyjną o Heideggerze dostał nagrodę Prezesa Rady Ministrów. To wystarczyło aby zapewnić sobie spokój na resztę życia. Opublikował dotychczas 15 książek i ponad 80 rozpraw, artykułów i esejów. Z całą swoją wiedzę jest przy tym doskonałym mówcą, rzekłbym – bajarzem w stylu perypatetyckim. Jego książki wydaje m.in. Wydawnictwo Słowo/Obraz-Terytoria Janusza Palikota. Narodzonej kilka dni temu córce Palikota – Sofiji, Cezary Wodziński zadedykował kolejny (wczorajszy) wykład: Platon – O światłoczułości.
Tym razem również sala nowa wypełniona została po brzegi. O czym to świadczy? Nie mam pojęcia. Podejrzewam, że było tam około 350 osób. W znacznej mierze ludzie związani z Centrum Kultury oraz garstka lubelskich filozofów. O światłoczułości to de facto wykład o jaskini Platona, a dokładnie, o mało jej znanej interpretacji. Dwa, stawiające w diametralnie innym świetle filozofię Platona, przekłady dialogu Sokratesa z Glaukonem czytał sam Krzysztof Majchrzak – człowiek z twarzą. Przypominam sobie jego rolę w Inland Empire Lyncha, przypominam sobie historię z festiwalu teatralnego w Tychach dobrych kilka lat temu. Tychy to najbardziej zielone miasteczko na Śląsku. Stamtąd jest Tyskie. Majchrzak był głównym jurorem na tym festiwalu, a był to festiwal teatrów amatorskich i ja spóźniłem się nieco. Nie chcąc wchodzić w trakcie spektaklu przycupnąłem sobie przy barze i zamówiłem Tyskie. W barze pusto. Wpada Majchrzak i pyta barmankę czy mają coś do jedzenia. Zamawia tosty i czeka niecierpliwie. Siedzimy ramię w ramię, więc pytam, czy ma już jakiegoś faworyta. Spogląda na mnie badawczo, zastanawia się chwilę, jego wyraz twarz jest nie do opisania i z całą powagą odpowiada tonem schrypniętego barda: - Nie.

Wracają do wykładu. Najsmutniejsze w całej tej akcji jest to, że organizuje ją człowiek na wskroś sztuczny i nie mający zielonego pojęcia o filozofii. Janusz Opryński, nie wiedzieć czemu (a może i wiedzieć) na prowadzącego upodobał sobie Ojca Świętego Tomasza Dostatniego, strażnika ortodoksji, ucznia Tischnera, człowieka na wskroś skromnego, mającego zapewnić nam zbawienie. Dostatni jest Dominikaninem i wszystko jest ok do momentu, w którym zabiera głos. Na szczęście, profesor Wodziński – umysł gibki i ostry jak brzytwa, obdarzony wyrafinowanym poczuciem humoru, gasi takich gości bez mrugnięcia okiem, z kunsztem właściwym najznamienitszym mistrzom ciętej riposty. Dostatniemu pozostaje tylko zacierać wypieki na twarzy. Mógłby się gość nie kompromitować i to jest mój apel na przyszłość. Kurde, jest tak, że ludzie wychodzą z sali, jak zaczyna gadać. Oj.

Opowieść Wodzińskiego, zaaranżowana na sześć wykładów to nic innego, jak udawanie Greka. Wodziński udaje Greka tak umiejętnie, że człowiek odnosi wrażenie, iż to żadna mistyfikacja. Jest to gra dla każdego, kto podchodzi do filozofii cierpliwie i z pasją. Gra nie kończąca się. Ów banał (winniśmy ukochać banały, odczarowując je wpierw) stanowi najmocniejszy fundament optymizmu i przyjemności, jaka płynie z filozofowania. Wiedział o tym już Platon i do uświadomienie sobie tej nieskrytości sprowadza się platońska metafora jaskini.

Wodziński zaczyna swój wykład o od paideii i na paideii kończy. Paideia najczęściej tłumaczona jest jako wychowanie. Paideia w rozumieniu Wodzińskiego to umiejętność dostosowywania się do optyki, jaką w swojej wielowymiarowości narzuca nam świat. To umiejętność otwarcia się istoty światłoczułej na grę światłocieni. To umiejętnosć wspinania się w górę i spuszczania się w dól. Paideia to jednocześnie kształtowanie. Nadawanie kształtu polega na umiejętności przekształcania się. Moc odkształcania jest warunkiem. Nie ma temu końca.

Czym jest brak kształtu? Gwarancją, że stanu doskonałego nigdy człowiek nie osiągnie.

Bóg zapłać.

zdjęcia: jacek zalewski

2 komentarze:

  1. za miesiąc kolejny wykład profesora wodzińskiego - tym razem chyba o Nietzschem

    OdpowiedzUsuń
  2. To Krwawy zaczyna obserwację tego bloga;)

    OdpowiedzUsuń