w i n o & s z t u k a & k r a k e r s y

środa, 22 kwietnia 2009

Znalazłem sie tam przypadkiem, dowiedziałem sie od kolegi, że w Tamara
Cafe jest jakiś wernisaż zdjęć związanych z wydarzeniami końca lata
osiemdziesiątych. Wchodzę na piękne patio jednej z kamienic depataka,
następnie zwabiony dźwiękami acid jazzu wchodzę do eleganckiej,
snobistycznej sklepowionorestauracji. Tam na suto zastawionych stołach,
przekąskami, ciasteczkowymi pasztecikami, koreczkami...wisieli jacyś
średniego wieku, średniej klasy ludziska w toważystwie kilku młodych
osób. Był tam jakiś Robert Kuśmirowski, Mazurkiewicz(właściciel), radio
lublin, telewizja lublin, jakiś przewodnik tatrzański, który oprowadzał
po górach w latach osiemdziesiątych czołowych działaczy opozycji
słowackiej, czeskiej i polskiej. No i były tam oczywiście zdjęcia tegoż
pana z jakimś Kuroniem, Michnikiem, Vaclavem Hawlem i ...mnóstwo,
mnóstwo wódy podawanej zresztą przez piękne stewardessy. Gorzka
Żołądkowa z ogórkiem, cytryną i sprajtem, gorzka czysta z pomarańczem,
gorzka z miętą i sokiem jabłkowym, full wypas. Było tej wódy duzo wiecej niż
zapotrzebowań na tak mały kilkunastoosobowy światek... No trzeba się
orientować...

Bruno Braun

piątek, 3 kwietnia 2009

I AM PERFORMANCE czyli warsztaty z przestrzeni kominikacji wizualnej



















Kto może robić performance? Okazuje się, że każdy, wystarczy bowiem mieć ciało, a sytuacja to już rzecz wtórna. Stawiamy w tym miejscu tezę, iż to jednak gówno prawda. Z performance jest jak z malarstwem Pollocka, niby każdy może je podrobić, a jednam niewielu się to udaje. Dokładnie tak.

Powstaje więc pytanie, jakie jest kryterium i kto jest arbitrem w sporze o granice i wartość performance. Tradycja z jakiej wyrasta to zjawisko, należałoby powiedzieć – sytuacja artystyczna, oraz to, do czego się odwołuje, czynią z niej twór niebywale dynamiczny i definiujący się ciągle na nowo. Tak być powinno i nie ma w tym nic mądrego. Stawiamy kolejną tezę: performerzy zezwalający na dokumentowanie swoich sytuacji postępują wbrew logice całego procesu, nawet jeśli się jej zrzekają.

Orkiestrę Świętego Mikołaja sobie nagrywajcie, a od performerów won. Niepowtarzalność, niemożność odtworzenia sytuacji, czasu, kontekstu, stanu, jest najtrwalszym rdzeniem performance, jeśli takowy istnieje. Można by rzec, gówno prawda, najtrwalszym rdzeniem performance, jeśli takowy istnieje, jest unikanie teoretyzowania. Oddając hołd zdarzeniu, nie teorii, zamykamy dziób.
Gorzka. Dla kogo ta gorzka?
Janusz Bałdyga, na którego warsztatach daliśmy nielichy popis, zdaje się jednak wodzić teorii na pokuszenie. Co gorsza, pozwala na dokumentację. Stawiamy kolejna tezę: Bałdyga - najlepszym lubelskim performerem, więc niech sobie robi co chce i nic nam do tego.
W końcu to on, nie my, zna się na rzeczy i rzecz, zdaje się całkiem nieźle poznała się na nim. Jesteśmy żarliwymi fanami Bałdygi i przez szacunek nie będziemy wchodzić tu w żadne dywagacje. Choć świerzbi jak jasna cholera. Oj świerzbi. Postępując zgodnie z logiką Bałdygi, zamieszczamy tylko zdjęcia. Szacun Janek i masz głos:

„Aktualny stan moich doświadczeń sytuuje mnie w strefie „pomiędzy”, z jednej strony spisuje ją performance, traktowany jako sztuka konfrontacji i przewartościowań natychmiastowych, z drugiej strony swoiście pojmowana rzeźba, statyczna, bezwzględna.
Wszelkie działanie lokuję w przestrzeni, której zastany porządek respektuję w sposób kategoryczny. Pozwala to na odpowiedzialne zdefiniowanie własnej obecności, traktowanej jako elementarny fakt kształtowania przestrzeni.”


"Warsztat mój nie jest warsztatem performera, nie prowadzi do doskonalenia jakichkolwiek technik normatywnych. Punkt wyjścia opiera się jednak na moim osobistym doświadczeniu, jakim jest aktywność w przestrzeni performance. Bez względu na charakter skutku mojej pracy (obiekt, instalacja, rysunek) mam świadomość autentycznej egzystencji w przestrzeni performance."
"Zatrzymuję się w punkcie, wokół którego buduję porządek performance wynikający z symetrii mojego ciała. Mam świadomość konieczności ciągłego burzenia i nieuchronności odtwarzania go na nowo. Proces ten niejednoznaczny, pełen wątpliwości i zaniechań kwestionuje stałość zaakceptowanych przeze mnie rozstrzygnięć. Istotne jest to, że tworzące podstawę konstrukcji performance - porządek i chaos nie są wartościami opozycyjnymi. Są niezbędne w kreowaniu dynamicznej przestrzeni performance czy też przestrzeni dla performance.

Nie znajduję bezwzględnej granicy pomiędzy performance jako gestem i obiektem performance jako skutkiem gestu. Odczuwam wyraźnie przyczynę nieuchronności sekwencji jaką jest chaos. Myślę o błędzie jako istotnym czynniku tworzącym wydarzenie, nie mniej ważnym jak konieczność, czy zaniechanie.

Obiekt świadczy o performance, jest skutkiem pokonania niemożności.

W performance demonstruję swój stosunek do błędu, który nie zacierany wpływa na istotę faktu.

Zjawisko zaniechania, które towarzyszy mu permanentnie, jest zazwyczaj poza komunikatem jako skutek mojej uważności i świadomości zagrożenia, zagrożenia gestem zbędnym."

"Performance - obiekty były efektem hipotetycznych performance lub zawierały w sobie potencjał przekształceń. Stanowiły organizmy mobilne w stanie utajenie. Nierzadko wystarcza jeden gest wychylenia, wytrącenia by obiekt mógł odnaleźć swoje nowe, autentyczne położenie. Wytrącony z wcześniej narzuconej matrycy, respektując uniwersalne prawa grawitacji, wyporności, znajdował swoje miejsce poza moją presją, moim oczekiwaniem."
"Wobec bezbronności wykonującego performance jedynym wsparciem był jeden osobny gest. On skupiał cała energię, zawierał nadzieję otwarcia nowego pola, brał na siebie na tę jedną chwilę ciężar największy w skali mojego doświadczenia. Kreował moment, który rzutował na czas mi nieznany, niewątpliwie długi."

Janusz Bałdyga

Meritum: Na warsztatach wina nie było. Trudno się dziwić. Była muszynianka, którą iście uwielbiamy oraz siostra Dunina z kamerą, która dostała bólu kręgosłupa stojąc jak ten słup przez cztery godziny. Opuszczając rybną kulała. Nie przez nogi kulała a przez kręgosłup. Ps. Jolanta Męderowicz - kurator warsztatów - zouza jak się patrzy, nie chciała nam dać nędznej tyczki na pamiątkę. Dalsze działania są konsekwencją naszej aktywności, zmodyfikowaliśmy pożałowaną nam tyczkę, zaakceptowaliśmy i odrzuciliśmy. Bądź co bądź. Tyczkę.