w i n o & s z t u k a & k r a k e r s y

środa, 25 marca 2009

Uczestnictwo w rozrywce, czyli o wernisażu Darka Golika w Galerii Fot-Press.

Wernisaż fotografii prasowej Darka Golika zmusił nas do rozmyślań nad statusem samego widza. Zaczęło się od rozmowy na temat tego, czy przyszliśmy popatrzeć, czy poprzyglądać się fotografiom. Jak się okazało, sprawa jest problematyczna. Mamy na ten temat niezliczone publikacje, teorie i polemiki, od początku towarzyszące dziejom obrazu, rozumianego jako potrzeby potwierdzania rzeczywistości.Historię problemu można streścić następująco: obraz (w tym wypadku fotografia i będziemy tych terminów używać zamiennie) nie istnieje bez widza (choćby miał to być tylko jeden ukryty widz). Bycie widzem oznacza patrzenie, ergo widz jest zły. Jest zły ponieważ samo patrzenie jest rzeczą złą z dwóch powodów. Pewnie myślicie, że chodzi tu o jakieś dylematy moralne, ale nie. Po pierwsze (i jest to teza przyjmowana przez wielu współczesnych estetyków i epistemologów) patrzenie jest przeciwieństwem poznania. Oznacza bycie w relacji do oglądanego bez znajomości warunków jego powstania lub ukrytej za nim rzeczywistości.Można to ująć tak: patrzenie jest wulgarne, ponieważ zawsze w swej nagiej, pierwotnej formie bezrefleksyjne i narzucające się. Po drugie patrzenie uchodzi za przeciwieństwo działania i stąd tak naprawdę bierze się większość dylematów moralnych fotografii prasowej. Kto patrzy, ten sam pozostaje w bezruchu, pozbawiony władzy interweniowania. Bycie widzem oznacza bierność. Drama natomiast oznacza działanie. Fotografia prasowa to świadome wyemancypowanie się z uczestnictwa w często dramatycznych zdarzeniach. Jednocześnie dąży ona do bycia obiektywnym medium. Widz numer 1 to fotograf, widz numer 2 to oglądający fotografie.Widz numer 1 od widza numer 2 różni się tym, że widz numer 2 ma możliwość przyglądania się, a widz numer 1 tylko możliwość patrzenia. Patrzenie jest złe, przyglądanie się jest dobre.Nie sposób uniknąć tego wartościowania, jeśli przyjrzeć się bliżej problematyczności nakładającej się na bezczelne wyrywanie kadrów z rzeczywistości. Widz numer 1 oddziela zjawiska od rzeczywistości i jest to jedyna aktywność, jaką można mu przypisać, co wcale nie jest takie oczywiste. Widz numer 2 przyglądając się zagrabionym zjawiskom nadaje im status prawdy lub pozoru. Pytanie, jak zdjęcie prasowe może mieć status pozoru? Otóż jeśli się temu przyjrzeć z bliska, a należałoby się przyglądnąć, to okazuje się że, aktywność, którą przypisaliśmy widzowi numer 1 jest aktywnością diametralnie wpływającą, a w konsekwencji zmieniającą kadrowaną rzeczywistość. Zjawisko uchwycone przez widza numer 1 jest naznaczone sugestywnym oddziaływaniem, którego demistyfikowanie winno być rolą widza numer 2, przez co jeszcze trudniejsze jego zadanie. Przyglądanie tym się różni od patrzenia, że nie sposób przyglądać się nie patrząc zarazem. Tylko widz numer 2 ma możliwość zbliżenia się do obiektywizacji zjawiska, lecz nie może tego uczynić inaczej, jak tylko łącząc dwie perspektywy w procesie, który implikuje ich całkowite odrzucenie. Prowadzi to do dość przewrotnego wniosku, okazuje się bowiem, że obraz oddziałuje tym mocniej im mniej widzów zaangażowanych w jego odbiór. Zostając z obrazem sam na sam, uaktywniamy pole wyłaniania się interpretacji i wartościowania. Jest to relacja bezwzględnie zwrotna. Przyglądając się obrazowi, tworzy on własną poezję z poezji, która jest przed nim wykonywana.Nazwijmy to uczestnictwem w zabawie rozkładania świata na fakty. W tej zabawie jest tylko jedna reguła – widz numer 2 absolutnie nie może widza numer 1 obdarzać zaufaniem. Widz numer 1 nie tworzy obiektywnych i prawdziwych obrazów świata, bo takowe nie istnieją. Widzowi numer 2 zawsze ukazuje się rzeczywistość zafałszowana. To dopiero on, wtórnie ją obiektywizuje, łącząc przyglądanie się z komentarzem. To jak gra skojarzeń. Rzeczywistości w swej statycznej formie nie przysługuje żadna kategoria, takowa bowiem, jak już wspomnieliśmy, nie istnieje. Jeśli już chcemy naprawdę mieć trwały wycinek rzeczywistości, to tylko z drugiej ręki, tylko na chwilę i zawsze z komentarzem. Nie sposób przyglądać się historii, nie opowiadając własnej historii, na temat historii, która się przed nią rozgrywa. Można to ująć następująco, o ile zdolni jesteśmy rozłożyć zjawisko na czynniki pierwsze (w przypadku fotografii rzeczywistości na fakty) o tyle musimy pamiętać, że sam proces rozkładu ingeruje w zjawisko w sposób sprawiający, że w finale mamy do czynienia ze zjawiskiem zgoła innym niż na początku. To my je zmieniliśmy, a przecież chcieliśmy dojść do sedna A, a nie jakiegoś A1.Okazuje się, że nie istnieje żadne A, ani żadne A1, a tylko droga przejścia między jednym a drugim. Zjawisko doskonale znane fizykom. Sam akt patrzenia jest już na tyle silnym oddziaływaniem na każdy materialny przedmiot, że patrząc zmieniamy jego strukturę. Zwyczajnie bombardujemy atomami. Patrzenie więc nigdy nie jest bierne, a zawsze jest oddziaływaniem. Rzeczywistość więc nie składa się z faktów, jak tego chcieli niektórzy filozofowie, ale to fakty składają się na rzeczywistość. To tak, jak z tym śniegiem co tak bezczelnie pada za oknem, pomyślcie o tym. Zwracamy na niego uwagę w takim stopniu, w jakim jesteśmy od niego oddaleni. To kolejny kluczowy punkt. Widz widzi, czuje i rozumie o tyle, o ile tworzy własny obraz, poetycki obraz, tak jak to zrobił poeta, tancerz i performer, no ale o tym już było. Jeszcze jedno – dystans jest po prostu obcy rzeczywistości. Wszelkie próby dystansowania się muszą skończyć się fiaskiem. Jedyne, co możemy zrobić, to zajadać trufle i opowiadać historie. Opowiadać je dobrze i opowiadać je dalej. Tylko starzy homogeniści zakładają jeszcze dzisiaj równość przyczyny i skutku.Jak wiemy równość ta opiera się na nierówności, na zasadniczym dysonansie między rzeczywistością, a obrazem rzeczywistości. Zakładając, że istnieją sposoby zniesienia tej nierówności, zakładamy, że istnieje jakaś trzecia forma, jakaś możliwa do uchwycenia sytuacja przejściowa, zapośredniczenie, którego my za cholerę nie potrafimy sobie wyobrazić. To zapośredniczenie, gdyby istniało, odgrywałoby kluczową rolę w procesie intelektualnej emancypacji widza. Można rozumować w ten sposób – jeżeli istnieje coś, co wiąże fakty z rzeczywistością, musi też istnieć coś, co dzieli. Założenie, że jest to aparat szerokoformatowy, musimy traktować jako robocze założenie, a więc stawiające pod znakiem zapytania wszystko, co dalej wywiedliśmy.Jacotot uważał, że jest to książka, ale i to równie bzdurny wysiłek. Nie istnieje takie medium. Możliwość obrazowania rzeczywistości zasadza się na nieprzewidywalnych i nieredukowalnych dysonansach.Kojarzenie i komentowanie, opowiadanie i interpretowanie zamiast uprzywilejowanego medium chwytania zjawisk takimi jakie są – oto co może być zasadą komunikacji ze światem w jego najsurowszej postaci. Bycie widzem nie polega na bierności oczekującej na przemianę w aktywność. To nasza normalna kondycja i nigdy nie było w niej uprzywilejowanych postaw. Fotografia prasowa nie oddaje rzeczywistości dokładniej niż np. kubizm. Różnią się tylko punkty wyjścia, ale zawsze są to punkty węzłowe. Nie sposób wystartować gładko. To jak robienie jajecznicy z zawiązanymi rękoma, nie ma większego znaczenia, czy robi ją twoja żona, czy szef kuchni z Mariotu, tym bardziej, że oboje mają do dyspozycji tylko jednego kalafiora.Musimy uznać, że zupa kalafiorowa to jednak nigdy nie będzie jajecznica, lub udawać. Oczywiście przyjemniej jest udawać, możemy sobie nawet wyobrazić, że zajadamy dziką kaczkę w jabłkach. Kaczka nam smakuje, gra muzyczka i jest przyjemnie, więc kiedy przychodzi gość i twierdzi, że potrafi zrobić, jajecznice z kalafiora i co gorsza, nazywa to jeszcze wykwintnym daniem, arcydziełem kuchni śródziemnomorskiej, to powinniśmy go olać. Fotografia prasowa to oszustwo, bujda, a już na pewno nie sztuka. Wystawianie tych zdjęć w galeriach, to jak kazać jeździć Makłowiczowi po dzikich plemionach i karmić dzikusów kalafiorową jajecznicą. Okazuje się, że jajecznica wszystkim bardzo smakuje i proszą o jeszcze. Pytają, co to za jajka? Kamerzysta to wszystko nagrywa, później oglądamy to przy niedzielnym obiedzie i wszystkim nam leci ślinka. Makłowicz w końcu wydaje książkę kucharską z podróży po dziewiczych rejonach Tasmanii, a książka już w pierwszym tygodniu sprzedaży trafia na pierwsze miejsce TOP 10 bestsellerów empiku.Dr Agnieszka Morawińska dyrektor artystyczna Zachęty dostaje tę książkę pod choinkę od swojej córki i jest nią zachwycona. Najbardziej podobają jej się zdjęcia Makłowicza z rodowitymi aborygenami, a jej ulubione danie od jakiegoś czasu to jajecznica z kalafiora z domieszką ziół prowansalskich. Zajada się nią cała rodzina. Historia kończy się na oddziale toksykologii i nie ma w tym nic śmiesznego.
Jeśli sięgnąć do źródła problemu, to zastanawiająca jest ta bezczelna, bezpruderyjna kategoryczność w procesie legitymizacji statusu fotografii prasowej. Jeśli sięgnąć jeszcze głębiej widzimy, że nie ma w tym nic dziwnego.Jest to natomiast niezwykle smutne i deprymujące artystów zjawisko. Darek Golik pisze: „łut szczęścia, cierpliwość i determinacja są w mojej pracy najważniejsze” – czym jasno i wyraźnie deklaruje, że jego fotografie nie pretendują tylko do bycia medium przekazu informacji. Golik nie przedstawia nam gołych faktów. Zbyt oczywista i widoczna jest w jego pracach, niestety nie tylko sama pokusa, ale jawna aranżacja. Jeżeli Galeria Fot-Press na KULu zaczyna od prezentacji takiego hotsztaplerstwa, to nie wróżymy jej świetlistej przyszłości. Niech się Leszek Mądzik zastanowi, co koordynuje i kogo promuje. Niech on się w ogóle ostrzyże i zgoli wąsy, albo przesiądzie na tira. Ale dosyć już tego. Przejdźmy do meritum. Wernisaż Darka Golika to jeden z bardziej udanych wernisaży na jakim byliśmy.Zapowiadało się zupełnie niemrawo i niewinnie. Wysoki hol nowego gmachu KUL z palmami na środku, przypomniał nam nieco przestrzeń zaprzyjaźnionego centrum handlowego, z tą tylko różnicą, że w tle ten obrzydliwie cukierkowy jazz, a na dwóch stolikach rozstawiono lampki z winem. Lampki z prawdziwego szkła,podkreślamy, a nie plastikowe kubeczki. Wino nienajgorsze, stawiamy, że w makro kupione, powyżej dwóch dyszek za butelkę. Przemiłe studentki Instytutu Dziennikarstwa, co rusz donosiły nowy zestaw. Jak już myśleliśmy, że to koniec, okazywało się, że dziewczyny znajdywały jeszcze jakąś zagubioną flaszeczkę na zapleczu i wszystko zaczynało się od nowa. Muzyczka grała, studenci chadzali, liderzy pstrykali. Ekipa bashartu chlała, aż miała dość. Bilans: Edzia – straciła rachubę, Rafał – stracił rachubę, Asica – 5,6 lampek, Seba – 3 x soczek. Bardzo, bardzo gościnnie i przyzwoicie. Możecie na tym KULu wystawiać największe gnioty i wmawiać nam, że rzeczywistość składa się głównie z rodzynek w czekoladzie, jeżeli nic się pod względem melanżu nie zmieni, zawsze będziemy przychodzić. Pstryk.


Blog Darka Golika: http://www.golik.blog.pl/

12 komentarzy:

  1. o stary masz Ty zdrowie tak się produkować, dobrze, że najciekawsze zawsze jest na końcu i wiadomo gdzie szukać

    OdpowiedzUsuń
  2. jak już zacznę to ciężko mi skończyć, a najciekawsze zawsze jest w środku, tyle, że do środka trzeba się dogrzebać

    OdpowiedzUsuń
  3. rzeczywistość zasadza się na dysonansach? - brednie

    OdpowiedzUsuń
  4. powiedział monistyczny metodolog

    OdpowiedzUsuń
  5. monoteistyczny nomadolog (na temat monoteizmu w jego skrajnym wydaniu tu): http://jazziolodupeczki.blogspot.com/2009/03/ateizm.html

    OdpowiedzUsuń
  6. no znamy ten ranking, uważamy że jest stronniczy. swojego czasu było o nim głośno

    OdpowiedzUsuń
  7. a jednak dwójka musi ufać jedynce.
    i zwykle ufa.
    takie zwykłe dwójeczki, co to chłoną prasowe foteczki.ale rymy, joł!
    ufa, bo na tym się w ogóle sztuka zachacza, dąćjusądzisz?
    od L. Mądzika się odwal Rafał, bo Ci w ryj dam :*

    i jakieś niekonsekwencje mi się rzuciły w tym tekście, ale muszę się pakować do wyjazdu na Wschód, więc kiedyś przejrzę jeśli będzie trza.
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  8. "zahacza" to chyba przez "h", wybacz...

    OdpowiedzUsuń
  9. jak już wspomniałem fotografia prasowa nie jest sztuką, więc kwestia zaufania spada tu na drugi plan, a co do tych byków to jestem dyskografem i alergikiem, mam na to papiery

    OdpowiedzUsuń
  10. ale zaufaniem obdarzani są również ludzie prasy-dziennikarze, reporterzy.fotografowie również.
    sądzę, że praktyka powszedniego odbioru fotografii prasowej daleka jest od tego co opisujesz.dwójki ufają, bo inaczej oglądałyby produkcje jedynek tak jak fikcje wszelkie.lecz one (dwójki nasze) chcą wycinka rzeczywistości, więc wycinek widzą.więc ufuf

    OdpowiedzUsuń
  11. jasne że jest daleka, w tym sęk, w tym cały ból i stąd nasza rozpacz, więc smutek jest i miał

    OdpowiedzUsuń
  12. napiszę mniej powierzchownie, niż cały ten tekst razem wzięty, że jest to niestety jeden podniosły bełkot aspirujący do bycia tekstem wyższych lotów. toszka

    OdpowiedzUsuń