


Kto może robić performance? Okazuje się, że każdy, wystarczy bowiem mieć ciało, a sytuacja to już rzecz wtórna. Stawiamy w tym miejscu tezę, iż to jednak gówno prawda. Z performance jest jak z malarstwem Pollocka, niby każdy może je podrobić, a jednam niewielu się to udaje. Dokładnie tak.


Orkiestrę Świętego Mikołaja sobie nagrywajcie, a od performerów won. Niepowtarzalność, niemożność odtworzenia sytuacji, czasu, kontekstu, stanu, jest najtrwalszym rdzeniem performance, jeśli takowy istnieje. Można by rzec, gówno prawda, najtrwalszym rdzeniem performance, jeśli takowy istnieje, jest unikanie teoretyzowania. Oddając hołd zdarzeniu, nie teorii, zamykamy dziób.
Gorzka. Dla kogo ta gorzka?
Janusz Bałdyga, na którego warsztatach daliśmy nielichy popis, zdaje się jednak wodzić teorii na pokuszenie. Co gorsza, pozwala na dokumentację. Stawiamy kolejna tezę: Bałdyga - najlepszym lubelskim performerem, więc niech sobie robi co chce i nic nam do tego.

„Aktualny stan moich doświadczeń sytuuje mnie w strefie „pomiędzy”, z jednej strony spisuje ją performance, traktowany jako sztuka konfrontacji i przewartościowań natychmiastowych, z drugiej strony swoiście pojmowana rzeźba, statyczna, bezwzględna.
Wszelkie działanie lokuję w przestrzeni, której zastany porządek respektuję w sposób kategoryczny. Pozwala to na odpowiedzialne zdefiniowanie własnej obecności, traktowanej jako elementarny fakt kształtowania przestrzeni.”

"Warsztat mój nie jest warsztatem performera, nie prowadzi do doskonalenia jakichkolwiek technik normatywnych. Punkt wyjścia opiera się jednak na moim osobistym doświadczeniu, jakim jest aktywność w przestrzeni performance. Bez względu na charakter skutku mojej pracy (obiekt, instalacja, rysunek) mam świadomość autentycznej egzystencji w przestrzeni performance."
"Zatrzymuję się w punkcie, wokół którego buduję porządek performance wynikający z symetrii mojego ciała. Mam świadomość konieczności ciągłego burzenia i nieuchronności odtwarzania go na nowo. Proces ten niejednoznaczny, pełen wątpliwości i zaniechań kwestionuje stałość zaakceptowanych przeze mnie rozstrzygnięć. Istotne jest to, że tworzące podstawę konstrukcji performance - porządek i chaos nie są wartościami opozycyjnymi. Są niezbędne w kreowaniu dynamicznej przestrzeni performance czy też przestrzeni dla performance.

Obiekt świadczy o performance, jest skutkiem pokonania niemożności.

W performance demonstruję swój stosunek do błędu, który nie zacierany wpływa na istotę faktu.
Zjawisko zaniechania, które towarzyszy mu permanentnie, jest zazwyczaj poza komunikatem jako skutek mojej uważności i świadomości zagrożenia, zagrożenia gestem zbędnym."


Janusz Bałdyga
Meritum: Na warsztatach wina nie było. Trudno się dziwić. Była muszynianka, którą iście uwielbiamy oraz siostra Dunina z kamerą, która dostała bólu kręgosłupa stojąc jak ten słup przez cztery godziny. Opuszczając rybną kulała. Nie przez nogi kulała a przez kręgosłup. Ps. Jolanta Męderowicz - kurator warsztatów - zouza jak się patrzy, nie chciała nam dać nędznej tyczki na pamiątkę. Dalsze działania są konsekwencją naszej aktywności, zmodyfikowaliśmy pożałowaną nam tyczkę, zaakceptowaliśmy i odrzuciliśmy. Bądź co bądź. Tyczkę.



O widzisz a dopiero co dwa miesiące temu uczestniczyliśmy z Tichonem w spotkaniu, na którym młoda adeptka filozofii o orientacji, która stała się ostatnio przedmiotem sporu na szanowanym blogu opiniotwórczym, opowiadała o teorii performatywizmu, że oto całe ludzkie życie jest de facto luźnym zbiorem performansów, erupcji twórczych, które nie zachowują logicznej ciągłości czy wynikania co stawia egzystencję po za nawiasem tradycyjnych kategorii prawdy czy fałszu oraz sztywnych desygnatów pojęciowania. Ale by było co?
OdpowiedzUsuńTeoria performatywizmu? To może być ciekawe. Niestety już dawno jesteśmy poza kategoriami prawdy i fałszu, przynajmniej w sensie egzystencjalnym, tak jak jesteśmy poza dobrem i złem w tym znaczeniu, a performance, jak zostało napisane jest (chce być) poza teorią. Samo więc dyskutowanie o tym jest już zamachem, sama dokumentacja jest ciosem i okazaniem ignorancji temu, jak definiuje się sztuka, a od dawna już przecież wiemy, że tego prawa nie możemy jej odmówić. Egzystencja chociażby tego prostego chłopaczka z lublina, czego najlepszym przykładem są chociażby nasze regionalne performance, już dawno jest poza nawiasem kategoryzowania w sposób właściwy "tradycyjnej filozofii" - dyskutowanie o tym to jak ubijanie martwych truizmów, jest także poza logiką, nawet tą rozmytą w wydaniu Lotfi Zadeh, musimy to dostrzec, albo okażemy się dogmatykami. Tak właśnie powinni być nazywani skostniali historycy filozofii. Nie jestem zwolennikiem postmodernizmu, ale argumenty typu: "zanegowanie logiki dyskwalifikuje petenta" nijak mają się do tego czym postmodernizm w istocie jest. Podstawowe pytanie jakie trzeba sobie zadać to: czy chce się uprawiać tylko historie filozofii, czy też filozofię, która próbuje wyjaśniać niuanse i meandry rzeczywistości, która już dawno wymknęła się spod kontroli zarówno logice, jak i tradycyjnym kategoriom. Sztuka, a szczególnie performenc w swoim przemyślanym wydaniu zdaje się chwytać niektóre zjawiska w sposób bezpośredni, i tu należałoby zaprząc mosiężny warsztat szeroko pojętej "filozofii współczesnej", niestety sztuka ta doskonale się broni przed tego typu atakami i z wielka gracją, elegancko wymyka się tylnymi drzwiami. Teoria performatywizmu - musi więc być tutaj przykładem kolejnej postmodernistycznej, bełkotliwej próby popisania się niczym nie przylegającej do rzeczywistości żonglerki neo-truizmami. Ale się porobiło co?
OdpowiedzUsuńmyślę, że jesteś kryptoneopostmodernistą Redaktorze
OdpowiedzUsuńsprawdziłem w wikipedii, nie istnieje
OdpowiedzUsuńa ten z kijem w ryju to plagiator i nawet matury nie ma
OdpowiedzUsuń